|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
iori
Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 14:25, 24 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
O kurcze, to gratuluję i życzę następnych podręcznikowo-pozytywnych postępów ^^
Mam nadzieję, że za te 1,5 miesiąca będę mogła napisać to samo
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
przeliteraturyzowana
Rozkręca się
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Śro 18:27, 24 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
kichnęłaś hehe gratuluję;D
co do osteotomii, nie jest tak źle. u mnie wyglądało to tak, że obudziłam się po zabiegu, nic nie bolało, tylko piękna szczerba była pomiędzy jedynkami oraz sine dziąsła. nic poza tym;] poszerzanie szczęki przez osteotomię w jakimś stopniu zmienia też wygląd twarzy, tzn szczęka nie jest taka 'zapadnięta' pod nosem oraz po części tuszuje wystającą żuchwę. także proszę się nie obawiać;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
magda88
Stały bywalec
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 21:54, 24 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
powiedz mi jak duża jest twoja diastema? mnie zrobiła się wtedy gdy zdjęli mi aparat stały. Jest niewielka, ale jest
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
przeliteraturyzowana
Rozkręca się
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Czw 0:03, 25 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
0.5 cm wynosiła;]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez przeliteraturyzowana dnia Czw 0:04, 25 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
magda88
Stały bywalec
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 10:36, 25 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
o,4 u mnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
iori
Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 2:32, 03 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
A więc jestem z powrotem!
W gruncie rzeczy to domuję się już od ponad tygodnia, tyle że jakoś nie miałam weny na opisywanie mych przeżyć. Ale od początku.
15 lipca ponownie ujrzałam góry wznoszące się wokół Polanicy. Przyjęcie do szpitala nie obeszło się oczywiście bez problemów (nie byłabym sobą gdyby było inaczej xD). Małe zamieszanie ze skierowaniem, ale w ostateczności trafiłam na oddział, gdzie z kolei zabrakło dla mnie łóżka. Pierwszą noc przekimałam na czymś małym, więc z racji wzrostu, moje nogi od kolan w dół szybowały sobie w powietrzu. Istne warunki polowe jak to określił lekarz na obchodzie. Warto było się jednak przemęczyć, bo później dostałam pokój 2-os. z łazienką Ok, bredzę nie na temat, ale to ze szczęścia. Gomen ^^'
W środę obejrzał mnie sobie ordynator i profesor. Stwierdzili, że wszystko im (tym razem) pasuje i zabieg będę miała w piątek albo w poniedziałek. Na drugi dzień okazało się, że na pewno 17 lipca pójdę pod nóż.
Także w czwartek wieczorem zaopatrzyli mnie w różowy wenflonik, wcześniej wypompowali ze mnie masę krwi do przeróżnych badań (dodam, że w przeciwieństwie do większości z was nie musiałam oddawać krwi do ewentualnej transfuzji).
Z emocji długo nie mogłam zasnąć. W piątek rano podreptałam do łazienki umyć się w ich cudnym antyseptycznym żelu i wskoczyć w równie bajeczne szpitalne wdzianko.
Następnie obchód i obserwejszyn przez wszystkich lekarzy w zabiegowym. Omówili sobie krótko co i jak po czym odprawili z powrotem na salę. Ah, zapomniałam, że w czasie oględzin dowiedziałam się o przeszczepie kości z biodra. Jak miło tuż przed ope dowiedzieć się o jakże istotnym elemencie zabiegu xD Aczkolwiek sama się zastanawiałam jak to 6 mm po wysunięciu szczeki miałoby się samo zarosnąć, a może to kwestia lepszego efektu wizualnego (w końcu mym celem poza prawidłowym zgryzem była przede wszystkim poprawa wyglądu).
W każdym razie niewiele po ósmej usłyszałam dźwięk telefonu, chwilę później pielęgniarka weszła do pokoju, podała mi małą tabletkę, która miała mnie chyba uspokoić, ale jak się później okazało nie poskutkowała (wszystko pamiętam aż za dobrze, nawet się na sali zastanawiali czy dostałam to coś czy nie xD), a niedługo później jechałam już na blok.
Na miejscu oczywiście masa ludzi zaczęła się krzątać wokół mnie, a ja oczywiście chłonęłam wszystko co widziałam. Takie spaczenie Unikałam tylko jednej ściany, z pod której słychać było metaliczny dźwięk układanych na stole narzędzi. Stwierdziłam, że ich widok nie jest dobrym pomysłem w tamtym momencie. Oczywiście zaraz podszedł do mnie jeden z lekarzy i powiedział, żebym się nie bała, że wszystko będzie dobrze, ale ja myślałam tylko o tej mojej przyszłej bliźnie na biodrze xD Wcześniej z resztą każdego kto słuchał prosiłam o to by owa blizna była malutka i ładna.
W końcu podali mi anestetyk i po chwili odpłynęłam w niebyt.
Pierwsze co pamiętam po przebudzeniu to oczywiście pielęgniarkę i anestezjologa, no i generalnie salę wybudzeń. Co do pierwszych odczuć, czułam lekki dyskomfort na twarzy, nie wiem czy to był ból, może i tak, bo pamiętam, że chciałam komuś o tym powiedzieć. Nie było to jednak aż tak drastyczne uczucie, żebym się zwijała na łóżku. Spojrzałam na zegar - coś po 12, może 13, trudno określić, bo wciąż byłam na granicy jawy i snu (na wenflonie w stopie miałam napisaną godzinę 9:15, więc na oko mój zabieg trwał jakieś 3 godziny). Poza tym trzęsłam się z zimna jak osika. Musieli mnie grzać suszarką xD
W końcu padła decyzja o przewiezieniu mnie na oddział. I dopiero tam zaczęło się dla mnie najgorsze. Fakt, że przez chwilę szczęka nie była integralną częścią mojego ciała, że miałam dren z buteleczką przy biodrze po przeszczepie, że wkuwali się w moje biedne żyły kilkanaście razy (wiele pobrań krwi i kilka wenflonów), złączone drutami szczęki, obrzęk i siniaki - nic z tych rzeczy nigdy w moim odczuciu nie przebije sondy przez nos do żołądka, którą to założyli mi na oddziale. MAKABRA! Miała ona pomóc odprowadzić zawartość żołądka w razie wymiotów, a później służyć do karmienia. Mimo wszystko w tamtym momencie wolałam się udławić wymiocinami niż mieć to coś w ciele >_< Pielęgniarki twierdziły, że mogę ją mieć nawet przez tydzień! Na szczęście w poniedziałek profesor powiedział, żeby ją wyjąć.
Ogólnie co do pierwszych dób po zabiegu - pierwsze dwie były straszne. Przede wszystkim myślałam, że jak w przypadku poprzednich zabiegów, prześpię pierwsze najgorsze kilkadziesiąt godzin. Niestety myliłam się. Przez sondę, która podrażniała gardło i praktycznie zatykała mi lewą dziurkę od nosa zapadałam tylko w krótkie drzemki.
Do tego wolna prawa część nosa również co chwilę przestawała być drożna przez zaschniętą krew, a więc co chwilę się dusiłam. Przez usta oddychać nie mogłam, bo miałam między zębami akrylową płytkę stabilizującą zgryz. Z godziny na godzinę odczuwałam więc coraz większe zmęczenie.
Przydało się wyćwiczenie kciuka na telefonie, bo co chwilę pikałam na biedne pielęgniarki, żeby mi odetkały nos, zakropliły krople, generalnie umożliwiły wymianę gazową ._.
Pierwsza noc to dalsze katorgi, krótkie drzemki, histeryczne świsty, gdy próbowałam odetchnąć... jedno wielkie "pik, pik, proszę o pomoc".
Drugi dzień - największy obrzęk. Godziny wlokły się niemiłosiernie. Pojawiła się pierwsza niemiła myśl, wpadłam w stan w którym było mi wszystko jedno, byle to się skończyło (czyt. wyjęli mi tą rurę). Upominałam się jednak w duchu i jak tylko mogłam starałam się "uśmiechać" do lekarzy i pielęgniarek, zachować pogodę ducha. W końcu sama tego chciałam. W tym dniu również po raz pierwszy wstałam. Kto by pomyślał, że wyprawa do łazienki, raptem pięć kroków dla zdrowego człowieka, będzie stanowić dla mnie takie wyzwanie. Z pomocą jakoś stanęłam na nogach i przy chodziku zrobiłam swoje pierwsze kroki. Za każdym razem gdy zmuszałam swoje ciało do wysiłku leciała mi krew z nosa i fontanna śliny z ust. Powinnam im powiedzieć, żeby umyli chodzik, bo go dosyć obficie naznaczyłam xD
Drugiej nocy oczyścili mi nos i podali zastrzyk z lekiem nasennym w pośladek (który do dnia dzisiejszego mnie boli xD) plus drugi na zmniejszenie obrzęku, co również miało pomóc mi w oddychaniu.
Niestety ja chyba oporna jestem na zwykłe leki nasenne, chociaż w gruncie rzeczy 3/4-krotne budzenie się w nocy można już potraktować jako sukces.
W niedzielę, czyli trzeciego dnia doświadczyłam pierwszego karmienia przez sondę. Dla mnie to bardziej żenujące od basenu... No ale przynajmniej żołądek nie był już pusty. Z "jedzeniem" wrócił mi też na chwilę lepszy humor. Pomigrowałam sobie trochę z mamą na wózku po oddziale. Kolejna noc, ponownie ze środkiem nasennym, upłynęła mi dużo lepiej. Po raz pierwszy czułam, że sen naprawdę dodał mi sił. Od poniedziałku życie nabrało barw. Pozbyłam się sondy, umyłam, wyszłam na oddział pochodzić, chociaż lepszym słowem byłoby pokuśtykać. Żyć nie umierać! I w sumie na tym dniu mogę zakończyć bardziej szczegółową relację, bo później było już tylko lepiej, wręcz czułam się wspaniale. Stan owej dziwnej radosnej euforii utrzymuje się po dziś dzień ^^
Generalnie ku mojemu zdumieniu bardzo szybko doszłam do siebie. Nie wymiotowałam po zabiegu (ale ja nawet po większej ilości alkoholu nie zaliczam zgonów w łazience). Nie odczuwałam również bólu. Przez pierwsze kilkadziesiąt godzin miałam non-stop podawany dożylnie lek przeciwbólowy. Później kroplówki ze środkami przeciwbólowymi na noc i z początku w dzień. Po kilku dniach nawet one nie były potrzebne. Chociaż straciłam sporo krwi, co jest normalne przy tego typu zabiegach, nie miałam transfuzji, także przez pewien czas z racji tego dodatkowo odczuwałam spadek sił, ale wszystko wraca szybko do normy.
Jeśli chodzi o pozostałe efekty uboczne osteotomii, to mogę powiedzieć, że chyba mam szczęście. Obrzęk u mnie nie był duży, nawet ten w drugim dniu, kiedy to w lustrze ujrzałam tuczonego prosiaka, który stopniowo przekształcał się w chomika. Po tygodniu od zabiegu, w dniu wypisania ze szpitala opuchlizna była na tyle mała, że nikt by się nie domyślił, że siedem dni wcześniej przeszłam poważny zabieg. Co najwyżej, że ktoś mnie zaatakował, bo pod lewym okiem i przy ustach miałam piękne siniaczki, które też stosunkowo szybko mnie opuściły. Półtora tygodnia po zabiegu miałam już normalny owal twarzy, jedynie na policzkach, bliżej nosa utrzymuje się jeszcze lekki obrzęk, ale nie jest bardzo widoczny, ani aż tak nie przeszkadza.
Odnośnie czucia – już drugiego dnia po zabiegu, gdy minęło znieczulenie, czułam dotyk w każdym miejscu twarzy po jej prawej stronie. Z lewą było i wciąż jest trochę gorzej, ale po tej stronie miałam sińce i największy obrzęk. Na dzień dzisiejszy czuję każde miejsce, jednak nieznacznie czucie jest upośledzone nad górną wargą, po jej lewej stornie, na skrzydełku nosa, fragmencie policzka obok niego i częściowo również na dolnej powiece pod lewym okiem. Podniebienie również czuję całkowicie, dziąseł górnych już nie – jest to jedyne miejsce, które nie odczuwa żadnych wrażeń dotykowych. Ale miejsce szwów już jest prawidłowo unerwione.
Myślę, że w tej kwestii za jakiś czas wszystko wróci do normy. Czuję mrowienie, swędzenie i delikatne kłucie w ”upośledzonych” miejscach, więc to chyba dobry znak
Nie cierpię również na nadprodukcję śliny (zdarzało mi się ślinić, ale to tylko podczas pierwszych trzech dni po zabiegu i to tylko pod warunkiem, że się za bardzo ruszałam).
Nos po tych wszystkich rurkach, kroplach i czyszczeniach wygoił mi się dopiero teraz. Nikt mi nie zabronił go dmuchać, kilkakrotnie nawet mówili abym próbowała go wydmuchać, to będzie mi się lepiej oddychać. Po wyjęciu sondy zużywałam paczkę chusteczek na godzinę. Uzależniłam się wręcz od tej czynności, gdyż ratowała mnie przed uduszeniem. Kichałam już wiele razy i jedyną nieprzyjemnością z tego powodu jaką odczuwam do dzisiaj jest lekki ból biodra, ale to po przeszczepie. Widocznie kicham całym ciałem ;D
Natomiast jestem nowością na tym forum jeśli chodzi o jedzenie i mówienie, a zwłaszcza to drugie.
Zęby oczywiście mam zadrutowane (4 ”śrubki” w żuchwie), ale pomiędzy nimi wciąż mam wspomnianą wcześniej akrylową płytkę, która jest powodem mojego milczenia.
Co prawda mówię, ale powietrze, a z nim dźwięk nie ma jak się wydostać z ust, w efekcie czego jestem mało zrozumiała dla innych ludzi. Od dwóch tygodni nie rozstaję się więc z zeszytem i długopisem.
Odnośnie jedzenia – po wyjęciu sondy, dostałam zupę (zmiksowaną oczywiście), strzykawkę i radź sobie jakoś, dziewczyno. Potrzeba matką wynalazków, więc połączyłam rurkę ze strzykawką. W późniejszym czasie pielęgniarki dały mi rurki od kroplówek itp. Dobrze, że nie mam 7 i 8 na górze, a sama szczęka przez to że jest wysunięta też zwolniła trochę miejsca, także w owy otwór za zębami wędruje jeden koniec rureczki i w ten oto zmyślny sposób się odżywiam. Przynajmniej zęby się wtedy aż tak nie brudzą. Zawsze jakiś pozytyw xD
I taki stan utrzymywać się będzie jeszcze przez 5 tygodni.
Przepraszam, że taki wykład, ale raz, że ja gaduła jestem, a chwilowo zostałam pozbawiona możliwości dzielenie się w sposób bezpośredni swoimi przeżyciami, a nie wszyscy znajomi chcą wysłuchiwać mych drastycznych opisów xD
Dwa, mój zabieg jak i okres rekonwalescencji po nim różni się trochę od znanych mi dotychczas opisów szczękówek. Pomyślałam, więc że być może komuś przydadzą się nowe informacje z metody leczenia jaką ja przechodzę.
Swojego czasu naszukałam się informacji o osteotomii w Polanicy, ale znalazłam tylko kilka postów chłopaka na dentonecie, w dodatku opisywał on tylko okres przed operacją, załatwianie formalności itd.
Zaznaczam też, że jestem troszkę innym przypadkiem niż wy – progemicy. Miałam pogruchotane kości po wypadku, no i to nieszczęsne złamanie Le Forte III, więc możliwe, że z tych właśnie powodów miałam przeszczep kości dodatkowo.
W każdym razie, efekty przeszły moje oczekiwania. Za każdym razem, gdy spojrzę się w lustro nie mogę uwierzyć, że tyle się zmieniło. To wciąż ja, ale już nie narzekam na nędzny zapadnięty profil, na krzywy zgryz i zachwianą symetrię twarzy. Aż nie mogę się doczekać zdjęcia tego całego rusztowania z moich zębów. Pełny efekt zobaczę po zdjęciu aparatu.
Może za rok będę chciała jeszcze poprawić nosek, bo teraz mam skocznię narciarską, taki zadarty.
Co by nie było, na dzień dzisiejszy jestem bardzo wdzięczna chirurgom za ich pracę.
Cud, miód i orzeszki <3 Nic dodać, nic ująć.
Przepraszam raz jeszcze za tą długość xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez iori dnia Pon 3:10, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Zieffka
Stały bywalec
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 20:32, 03 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
a kto Cię operował?
no i co do historii... poraża sonda...ała ja miałam chyba coś też w nosie, ale było do podniebienia podczepione tylko. i szybko to wyjęli-zanim na dobre zaczęłam narzekać
no i o tym biodrze...no nieładnie figlarze postąpili dobrze, że całej nogi nie ucięli z rozpędu
ja osobiście baaaaardzo gratuluję odwagi. na taki zabieg to oj raczej bym się nie zdecydowała. szacun
a z tego co piszesz...to za kilka miechów czucie w twarzy powinno być extra
no i gag z suszarką mnie rozśmieszył
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
iori
Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 21:19, 03 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ah, zapomniałam o jakże istotnej kwestii lekarza operującego, gome xD
Głównym operatorem był prof. Kobus (przejście na emeryturę mu nie przeszkadza widocznie ), asystował mu również dr. Rychlik, no i masa innych lekarzy. Fajna sprawa, że przez te kilka godzin jesteś na sali najważniejszą osobą. Haha, narcyz i egocentryk się we mnie odezwał xD
O sondzie przed zabiegiem nie wiedziałam i możliwe, że wyszło mi to na dobre. To samo tyczy się płytki, że pozostanie ze mną przez te 7 tygodni.
Miałam w sumie dużo czasu do namysłu. Przez ten ostatni rok, gdy jeździłam do Polanicy na konsultacje, usłyszałam wiele dziwnych słów. Z reguły po każdej nowości przepłakiwałam podróż powrotną do Warszawy. Zastanawiałam się czy warto. W ostateczności jednak szybko godziłam się z daną metodą, szukałam o niej info itp. itd. Oswajam ją po prostu Także w efekcie nawet ten przeszczep nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Blizna z resztą jest naprawdę ładna, myślę, że za rok nie będzie się rzucać w oczy. Nawet moje "kuśtyk, kuśtyk" do autobusu nabrało większej gracji xD
Z suszarki też mi się śmiać strasznie chciało, bo dzień wcześniej z mamą i koleżanką o tym rozmawiałam, że czasami muszą pacjentów ocieplać po zabiegach, ale nigdy nie przypuszczałabym, że padnie na mnie xD
Nie było tak źle. Podjęłabym się drugi raz całej tej podróży, bo naprawdę warto
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez iori dnia Pon 21:21, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Zieffka
Stały bywalec
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 21:26, 03 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
mnie napakowali glukozą kosmicznie bo powiedziałam że mam stany hipoglikemiczne. a że mięli zepsuty glukometr to nikogo nie dziwiło, że rano przed zabiegiem na czczo mam cukier 84 a po podaniu 0,5 l roztworu glukozy i elektrolitów dożylnie mam cukier 76
ok. 10 godzin po operacji miałam cukier...250. to ja nie wiem ile na sali operacyjnej podczas zabiegu było
i z racji dodatkowo padaczki...to jak się obudziłam, a właściwie mnie obudzono i się pytają z lolem patrząc na mnie "DLACZEGO SIĘ TAK TRZĘSIESZ, MAGDA??" to na poczekaniu zmulona znieczuleniem wycedziłam przez zasznurowane zęby "TO ZE STRESU". oczywiście fruwałam na łóżku.....nie ze stresu XD chyba chcieli mieć radochę co wymyślę :Dbo wcześniej widziałam, że nie wiedzieli jakie leki przeciw epi mi podać dożylnie i że będę ostrożna w tym co mówię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
iori
Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 22:02, 03 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
O rany, haha xD To też widzę kozackie przeżycia miałaś
A lekarze to naprawdę inny gatunek ludzi. Perfidny humor mają Tym bardziej myślę, że do nich pasuję xD
Dobrze, że im na sali po stole nie tańczyłaś... chociaż kto wie, może zataili przed Tobą fakty :> Idź lepiej na sesję hipnozy, niech Twoja uśpiona świadomość wyzna prawdę, bo to podejrzane
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez iori dnia Pon 22:03, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Zieffka
Stały bywalec
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 13:24, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
nie no...jakbym "breakdance" odstawiła im na stole przy operce...to sądzę, że już żaden chirurg szczękowy by mi nie pomógł nawet najlepsiejszy na świecie
zresztą do dr Jagielaka się śmiałam, że ta sprawa leków na epi musi być dograna na tip-top, bo jak dostanę ataku, to on mnie chyba już nie poskłada no bo jak bym miała tuż po operce dostać napadu, ale co gorsza szczękościsku...ała
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
przeliteraturyzowana
Rozkręca się
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płock
|
Wysłany: Wto 20:34, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Powiedzcie mi, ile czasu po operacji zęby są zadrutowane?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
iori
Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Wto 20:46, 04 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ja się z moimi drucikami mam nie rozstawać przez jakieś 7 tygodni. Ale przeważnie chyba ok 6
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
magda88
Stały bywalec
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 16:31, 05 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
i jak miło się czyta takie teksty gdy ludzie są z operacji zadowoleni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Zieffka
Stały bywalec
Dołączył: 24 Sie 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 10:17, 06 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
wczoraj byłam na wizycie zdjęto mi te metalowe pętelki do wyciągów z aparatu i przestałam je nosić ^^ zupełnie!!!! po dwóch miesiącach ^^
założono mi lux przezroczysty łańcuszek, żeby ładnie górne zęby się zsunęły po tym jak sobie migrowały w swawoli po operacji a na to ligaturki z uszami takie myszki.każda w innym kolorze
ogólnie dr jest zadowolony, a ja napuszona jak paw z efektu
podobno ładnie naprawdę się goi i można być spokojnym o efekt ^^
dzielę się radością i będę pisać na bieżąco-bo już za 3 tyg...oj chyba podkręcanie drutów
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group | | UNTOLD Style by ArthurStyle
|
|
|
|
|
|